Aleksander Adamowski jest jednym z bohaterów materiałów promujących mecz z Legią Warszawa, bo sam brał udział w tym pierwszym. Teraz, po latach, wspomina wydarzenie z 1980 roku. I mówi o szansach w drugim w historii pojedynku Chrobry-Legia.
- Było bardzo dużo ludzi, nie tylko z Głogowa, z bardzo wielu innych miejscowości. Tyle, co nigdy - opowiada. - Jeśli chodzi o boisko, to nasze nadzieje były duże, bo graliśmy fantastycznie. Jednak w okresie zimowym trochę się zmieniło. Nastąpiła zmiana trenera, za Hrymnaka wszedł Szymczyk. Podczas przygotowań bardzo dużo biegaliśmy i z perspektywy czasu był to okres ze zbyt dużymi obciążeniami. Forma przyszła, gdy trochę odpuszczono, ale nie na Legię. Było za późno. Mieliśmy mocny skład, lecz przygotowania były za ostre.
- Było widać różnicę - dodaje. - Szybki był Milewski, w środku pomocy super lewą nóżkę miał Miłoszewicz. Jan Woźniak go krył. To znaczy miał pokryć (śmiech). Kusto, Okoński, który lewą nogą krawaty wiązał. Legia miała wtedy pakę, bo z całej Polski ściągała najlepszych. Obecny Chrobry i my na tamtym zmęczeniu to chyba będzie taka sama różnica.
Niespodzianki w pucharach to nie jest rzadkość, ale były zawodnik Chrobrego mocno realnie podchodzi do szans w takim meczu.
- Realnie mówiąc teraz szanse nie są duże. Nie mamy wielkich gwiazd. Był Mateusz Machaj, ale po odejściu już brak takiego wybijającego się zawodnika, choć klasowy jest Mateusz Abramowicz w bramce. Brakuje środkowego napastnika, ale tu liczę na Konrada Kaczmarka. Strzela w pucharze, ma predyspozycje i uważam, że powinien dostawać więcej szans. Mimo wszystko powinniśmy mieć nadzieje i iść na stadion z wiarą, że Chrobry powalczy - odnosi się do środowego występu.
Klub na środowy mecz zaprosił piłkarzy biorących udział w tamtym meczu i duża ich część potwierdziła obecność. Wśród nich Adamowski, jednak to żadne zaskoczenie, bo regularnie odwiedza stadion przy Wita Stwosza. Prowadzi też bardzo aktywny tryb życia, m.in. biorąc udział w treningach oldbojów Chrobrego. Ale nie tylko.
- Najlepszym przykładem jest to, że w dniu, w którym rozmawiamy, mam już za sobą ok. 95 minut treningu. Z tego było 40 minut biegu z psem, labradorem. Później gimnastyka i żonglerka piłką, 3800 podbić, i to w domu, w skarpetkach. Poza tym sauna, odnowa biologiczna… Staram się dotrzymywać kroku, bo gram w oldbojach Korony Kożuchów. Stamtąd pochodzę i stamtąd przychodziłem do Chrobrego. Od tamtej pory czuję się jednak głogowianinem z krwi i kości. Pewnie - mając 65 lat - kiedyś zostanę tu na zawsze. Trzeba być aktywnym, bo inaczej bym nie wytrzymał. A jak z ludźmi porozmawiam, to jakbym na urlopie był przez cały czas.